Jak dobrze mapować procesy? Wyborny konsultant powie, że to zależy od procesu. Jest w tym sporo prawdy. SIPOC pozwala uzyskać ogólny pogląd o procesie, Swimlane to bardziej szczegółowe poznanie kroków. VSM jest mocną podstawą do usprawnień, ponieważ zawiera szczegółowe informacje na temat porcesu. W zależności co chcesz uzyskać, musisz wybrać odpowiednie narzędzie. Marcin Masłowski omówił każde z nich w naszej rozmowie. Zapraszam.
[00:00:00-01:10:39]
[Artur Mydlarz]: Dzień dobry moi drodzy. Witam Was po raz kolejny, jak co środę, w Letniej Akademii Lean. Mimo tego, że wakacje się skończyły to kalendarzowo nadal mamy lato, więc nasz cykl wciąż trwa. Dzisiaj spotkamy się z Marcinem Masłowskim, który opowie nam o mapowaniu procesów. Marcin ma spore doświadczenie… spore to mało powiedziane. W Lean Six Sigma jest black belt’em. Robi również green belt’owe projekty. Dzisiaj skupi się na przedstawieniu nam metod mapowania procesów oraz na tym, po co to robić. Na końcu pokażemy Wam też fajnego bloga, o którym być może jeszcze nie słyszeliście. Także bądźcie z nami i przywitajcie Marcina gorąco. Cześć Marcin! Miło Cię widzieć. [Marcin Masłowski]: Cześć, cześć wszystkim. Dzięki za zaproszenie. [Artur Mydlarz]: To ja dziękuję, że się zgodziłeś podzielić się z nami swoją wiedzą i doświadczeniem na temat mapowania procesów. Zacznijmy z grubej rury. Co to jest mapowanie i po co w ogóle mapować procesy? [Marcin Masłowski]: Procesy mapuje się po to, żeby zrozumieć co się dzieje w danym procesie. Ja nie jestem inżynierem, więc nie czuję się komfortowo w tej grupie, ale podstawowy kurs inżynierski przeszedłem studiując 3 semestry na AGH w Krakowie. Później zmieniłem jednak studia na Uniwersytet Ekonomiczny i bardzo szybko wszedłem w temat Lean Six Sigma w usługach – to jest ta metoda, w której się specjalizuję. Natomiast mapowanie procesów jest głównie częścią tej metodologii, w której robimy projekty transformacyjne.Mapowanie procesów pomaga też w standaryzacji pracy, ponieważ dzięki temu możemy zauważyć, że jedna osoba robi coś lepiej, a inne gorzej. I w trakcie warsztatów może się okazać, że ktoś od roku robił jakąś archiwizację plików, które w sumie nie są nikomu potrzebne, a zajmowało mu to pół godziny przy każdym przypadku. Więc tracił na to czas, miał niższe KPI, itd.
Dzięki mapowaniu procesów unikniemy błędów, ponieważ ktoś posiadający przed sobą mapę, może traktować ją jak check listę. Czyli może sprawdzić, czy wszystkie kroki w procesie zostały wykonane tak, jak mówi procedura. Czy robimy to zgodnie z wymaganiami.
To też pokazuje nam taki szeroki obraz procesu. W dużych instytucjach finansowych, ja np. pracuje w takim miejscu, bo w bankowości, jest tak, że procesy są bardzo rozdrobnione i podzielone między krajami, czyli np. zaczyna się we Francji, idzie przez Polskę, potem do Indii i wraca do Francji. Czasami ktoś może narzekać, że nie ma tego pełnego obrazu. I jeśli my, w trakcie naszego projektu, zmapujemy taki proces, to dla niektórych będzie to takie „wow! Nie wiedziałem jak wygląda to na początku i co się dzieje z tym później.” Dlatego to też może pomóc w budowaniu zaangażowania ludzi, bo oni wiedzą, że są częścią czegoś większego, a z różnych przyczyn proces jest podzielony na wiele drobnych etapów.
Kolejna istotna rzecz to świetny materiał szkoleniowy. W procedurze czy w materiałach szkoleniowych dla nowych osób, jeżeli znajdzie się mapa procesu, to łatwiej będzie komuś po prostu zrozumieć, co w tym procesie się dzieje. Często audyty wewnętrzne czy zewnętrzne, które są w firmie, wymagają tego, aby mapa procesów była na miejscu i była regularnie aktualizowana. To też fajnie pokazuje rolę i obowiązki, czyli co i do kogo należy. Czasami jest tak, że robimy coś, ale wcale nie należy to do naszych obowiązków. Jednak z jakiegoś powodu robimy więcej, niż jest to oczekiwane. Nawet jeśli nie mamy wystarczających kompetencji do tego, a robimy, bo ktoś nam rozkazał. To tak w skrócie, bo powodów na pewno jest więcej. Sam pewnie jeszcze kilka bym wskazał.
[Artur Mydlarz]: Nie no, pewnie. Jeżeli mogę dodać coś z mojego punktu widzenia w formie podsumowania. Dla mnie najważniejsze jest to, że gdy pojawia się błąd czy reklamacja, to na bazie mapy procesów mogę przygotować analizę przyczynowo-skutkową i dojść do tego, w którym miejscu doszło błędu. Bardzo ważny aspekt to wdrożenie nowych ludzi. Aby pokazać im, że gdy przychodzą do pracy to mają swój proces i nie musi im nikt tłumaczyć, jak to wygląda, jak to robić po kolei. Najważniejszy jednak moim zdaniem jest ten podział ról i obowiązków. Przez jakiś czas pracowałem w firmie, gdzie te procesy nie były aktualizowane i każdy robił wszystko oraz nic. Połowa osób nie wiedziała, za co odpowiada. Druga połowa się kłóciła o to, kto czego nie ma robić, zamiast wszyscy skupić się na zadaniu i na procesie.Proces powinniśmy zacząć od tych elementów już na etapie budowania mapy. Proces to sekwencja kroków, które muszą się wydarzyć, żeby daną usługę lub produkt wyprodukować. W mapie SIPOC istotne jest to, aby nie było ich zbyt wiele – 5 do 9 kroków maksymalnie. Więcej niż 9 kroków oznacza, że wchodzimy już w zbyt wiele szczegółów. Zatem spisujemy podstawowe kroki, jakie muszą się zadziać, aby coś wyprodukować bądź dostarczyć jakąś usługę.
Do każdego kroku w tym procesie mamy jakiś input i output. Mamy jakiś wkład, czyli coś, co trzeba dostarczyć, np. jakieś materiały, zasoby, informacje, półprodukty. Wrzucamy je do tego kroku i zaczyna się mielenie. W efekcie z inputu dostajemy output, czyli jakiś namacalny produkt czy półprodukt, który się dzieje.
Ten input i output musi być zainicjowany przez jakiegoś supplier’a. Ale nie dostawcę zewnętrznego, tylko kogoś w procesie, np. dział A, który dostarczy nam półprodukty do działu B, aby ten wykonał swoją część procesu. Powstaje nam z tego output, który jest odebrany przez kogoś, np. przez klienta, ale wewnętrznego, czyli przez inny dział. W skrócie: Supplier, Input, Process, Output, Customer.
Źródło: prezentacja Marcina Masłowskiego [00:09:59]. Do śródtytułu: „Co to jest SIPOC?”
Jak może wyglądać proces naprawy samochodu z perspektywy właściciela warsztatu? Zaczynamy od kroków w procesie, czyli czynności. Najlepiej, aby pojawił się w nich czasownik, np. umów, zrób, zamów, itd. Jak taki proces może wyglądać? Umawiamy wizytę z Klientem. Kiedy już samochód jest u nas w warsztacie, to diagnozujemy problem, po czym zamawiamy części zamienne. Po ich przyjściu przeprowadzamy naprawę, po czym księgujemy płatność za usługę. Ostatni etap to odebranie samochodu przez Klienta. 5 kroków wydaje się sensowne. Oczywiście gdybyśmy chcieli mieć więcej kroków, to możemy, jednak maksymalnie 9.
Przejdźmy do pierwszego wiersza. Mamy process „umów wizytę”. Co trzeba dostarczyć, aby możliwe było przeprowadzenie czynności? Potrzebujemy jakieś zlecenie, trigger, ktoś musi poprosić o umówienie wizyty. Czyli mamy jakieś zlecenie, które dostarcza Klient przyjeżdżając, dzwoniąc, pisząc. Czyli zlecenie naprawy jest naszym inputem, a outputem będzie potwierdzenie daty naprawy. Odbiorcą tutaj też będzie Klient, bo to on otrzymuje potwierdzenie.
Widać, że w momencie, gdy mamy pomóc w transformacji w procesie, musimy zastanowić się, w jaki sposób Klient może się z nami kontaktować. Jakie mamy kanały kontaktu? Którymi kanałami Klient kontaktuje się najczęściej? Czy Klient narzekał na te kanały kontaktu? W jaki sposób wysyłamy Klientowi potwierdzenie? To są tematy, które po zbudowaniu takiej mapy, można śmiało poruszać, czyli wchodzimy w kolejne szczegóły.
Mapę można tworzyć na dwa sposoby:
Drugi wiersz to „Zdiagnozuj problem”. Co musimy dostarczyć, aby mechanik był w stanie zdiagnozować problem? Musimy dostarczyć samochód. A kto go dostarcza? Klient. Po diagnozie auta, trzeba będzie pokryć koszt naprawy. Klient będzie miał pole do decyzji, w jaki sposób chce zapłacić, oczywiście po wcześniejszym zaakceptowaniu ceny. Kolejna rzecz, czyli odbiór auta. W jaki sposób witamy Klienta? Czy on musi czekać na odbiór? Czy wystawiamy Klientowi jakiś rachunek?
Gdy przeanalizujemy sobie każdy z tych punktów, wiemy co robić dalej. Wyobraźmy sobie, że wysyłamy konsultanta do przeglądu procesów budowy silnika odrzutowego. On nie ma o tym zielonego pojęcia, a czasami trzeba coś pomóc poprawić nie mając wiedzy na temat samego procesu. Korzystamy wtedy z pomocy ekspertów posiadających taką wiedzę. Budując mapę, musimy zmusić inżyniera budującego silniki, aby w 5 krokach opowiedział, co on po kolei robi. To z pewnością będzie trudne, ale na tej podstawie będziemy robić np. analizę PARETO i wyjdzie nam, że punkt 3 i 4 to 80% czasu, a wszystko inne to pikuś. I jeżeli ktoś nam każe zmienić formę zapłaty, a dla Klienta nie ma to żadnego znaczenia, bo trwa to bardzo krótko, to można wyrzucić pieniądze w błoto.
Już na tym etapie można zauważyć, na czym powinniśmy się skupić. Wiemy z kim rozmawiać, jakie artefakty przeanalizować. Zatem SIPOC to mapa, która daje nam ogólny obraz procesu i jest jakby planem działania. To jest fajne dla menedżerów, którzy przejęli proces, którego nie znają. Aby cokolwiek dowiedzieć się o procesie, to taką mapę można zbudować na początku pracy.
Źródło: prezentacja Marcina Masłowskiego [00:19:28]. Do śródtytułu: „Przykład: wykorzystanie SIPOC w praktyce”
Ma ona kilka elementów i w sumie składa się bodajże z 5 głównych kroków. Ma też szereg symboli, których można użyć w mapowaniu. Flagowym symbolem jest ikonka Klienta, którego zazwyczaj oznacza się w prawym górnym rogu. Czego chce od nas Klient? Co my dla niego robimy, że mamy biznes i zarabiamy pieniądze? Tutaj mamy przykład procesu, w którym Klient wysyła do nas reklamację. Zatem analizujemy już na tym etapie dane. Czyli: ile dziennie tych reklamacji do nas spływa? Jaka jest wariancja i odchylenia? Przy zbieraniu danych od osób pracujących przy procesie warto używać zakresów, ponieważ najprawdopodobniej otrzymamy odpowiedź: „nie wiem”. Zatem pytamy:
Prowadząc tak komunikację, osoba będzie w stanie podać nam przedział, np. 10-30 dziennie, jak w przykładzie.
Takie reklamacje mogą trafiać do oddziału firmy, do którego Klient może przyjść. I tutaj kolejnym istotnym etapem jest wypisanie wszystkich podstawowych kroków w procesie zgłaszania reklamacji. Na początku rejestrujemy zgłoszenie, potem analizujemy, rozpatrujemy, dostajemy zgodę lub nie, więc jest autoryzacja, a później powiadamiamy Klienta. Jeśli mamy zbudowany SIPOC, to kroki z niego można przerzucić do VSM. Płyną one jedne po drugich.
Jak wspominałem jest dużo symboli w VSM, np. strzałka zygzakowata, która informuje, że przepływ informacji idzie w sposób elektroniczny przez system. Jeśli jest zwykła strzałka, to informacje docierają nie przez system, ale telefonicznie lub mailowo. Czyli coś manualnie musimy zrobić, aby do nas doszło. Ale nie chcę wchodzić w te szczegóły, bo jest ich bardzo dużo i można by z tego zrobić osobny kurs.
Kolejnym krokiem w VSM jest uzupełnienie box’ów. Boxy to miejsca, gdzie spisujemy sobie podstawowe informacje o każdym z kroków w procesie. tego nie ma w SIPOC, ale w VSM się pojawia. Uzupełniamy tutaj główne elementy:
Na tym etapie widzimy, że w jednym dziale jest 5 osób, które zajmują się sprawą, a w innych 2. Jeśli porównamy to z czasem procesowania, to będziemy wiedzieli, czy całość nam się zgrywa. To znaczy, że jeśli w jednym dziale, gdzie procesowanie trwa 5 minut, mamy 10 osób, a w dziale, gdzie procesowanie trwa 40 minut, mamy dwie osoby, to wiemy, że będzie robiło nam się wąskie gardło. Będzie nam brakowało ludzi, przez co będziemy mieć przestoje.
Kolejną rzeczą, którą robi się przy budowaniu VSM, to podprocesy, czyli procesy, które się dzieją, a nie powinny, bo nie tak proces był zaprojektowany. Czyli jakieś anomalie lub rzeczy, które są normą, a być ich nie powinno, bo Klient za to nie płaci. On płaci za te 5 kroków i to jest dla niego wartość. A to, że np. mamy brakujące informacje, w związku z czym musimy zadzwonić do oddziału i oddział dopiero dzwoni do Klienta, bo zabrakło maila, nazwiska, numeru sprawy. Jeśli takie rzeczy się dzieją, to zaznacza się je na mapie w formie takich starburst’ów, czyli punktów, które teoretycznie można poprawić. Im więcej danych zbierzemy na tym etapie, tym lepiej. Warto zaznaczyć procentowo, ile takich przykładów jest. Tych startburst’ów zawsze jest sporo. Mi się już od razu rodzą pomysły, jak coś usprawnić. Natomiast przeskakiwanie do rozwiązań na tym etapie nie jest dobrym pomysłem. Trzeba po prostu wypisać to wszystko, co nie działa.
Kolejnym krokiem jest wypisanie sobie zapasów, które leżą i nie są procesowane. Tutaj Krzysiek Dobrowolski fajnie opisywał, że zapasy warto mieć na produkcji, bo jak się pozbędziemy wszystkiego do zera, to wynik finansowy może nam poledz. Natomiast w usługach jestem zwolennikiem tego, aby backlog cały był wyeliminowany jak najszybciej. Każdy backlog to jakieś zamówienie od Klienta czy reklamacja, która gdzieś czeka w kolejce. I to się wypisuje w trójkącikach, że np. między tym, a tym działem mamy nieskończone 56 spraw, itp. I o ile ten backlog da się jakoś wyeliminować w miarę szybko, to super. Ale jeśli mamy stały backlog, którym od pół roku jest zawsze minimum 56 case’ów, to już jest kłopot i trzeba wymyślić, jak się go pozbyć.
Przedostatni krok to budowanie timeline’u w formie schodków u dołu mapy z informacją, co i ile czasu trwa. To pokazanie tych elementów, za które Klient płaci oraz za te, które nie powinien. TCT (Total Cycle Time), to idealny czas, w którym zamkniemy się z przepracowaniem wszystkich procesów bez błędu. W praktyce jednak trwa to dłużej ze względu na opóźnienia. Np. Klient jest w Polsce, ale jego sprawa jest procesowana na innym kontynencie. Zatem mamy opóźnienie wynikające ze zmiany strefy czasowej. Te opóźnienia wypisujemy sobie pomiędzy poszczególnymi krokami i zazwyczaj wychodzi tak, jak właśnie mówił Wojtek o VSM. Że tej wartości dodanej jest kilka procent w procesie. Klient odczuwa, że czeka na coś tydzień, a nasze KPI są okej, bo zrobiliśmy całość w 7 minut i w zasadzie jesteśmy w targecie. Dla Klienta natomiast wartość jest gdzie indziej i firmy mają często inaczej zdefiniowane KPI, niż odczuwa to Klient.
Z backlogiem możemy pracować jeszcze tak, że możemy przeliczyć, ile czasu zajęłoby nam zamknięcie go. Jest kilka sposobów na to, ale najprościej tłumacząc: jeśli mamy 56 spraw i 5 minut zajmuje jedna, to mnożymy, ile czasu potrzebujemy, aby to zamknąć. 56 spraw razy 5 minut i to podzielić na dostępny nasz czas, czyli łączny czas, który my jesteśmy w stanie produktywnie dostarczyć. Z tego wychodzi nam jakaś dodatkowa część dnia.
Na końcu VSM musimy policzyć, jaki procent wartości dodanej my dajemy Klientowi. Z reguły jest to szokujące, ponieważ nawet w tym przypadku Cycle Time Ratio, czyli współczynnik czasu cyklu (Total Cycle Time = 100 minut / Value Stream Lead Time = 5140 minut) wynosi raptem 0,02%. Analizując taką mapę możemy uzmysłowić potrzebę zmian i zmotywować zespół do poświęcenia nam trochę więcej czasu nad poszukiwaniem rozwiązań, które doprowadzą do doskonalenia w procesie, którym dany menedżer zarządza. Czy nasunęło Ci się jakieś pytanie?
Źródło: prezentacja Marcina Masłowskiego [00:36:46]. Do śródtytułu: „Przykład: wykorzystanie SIPOC w praktyce”
Business Process Model and Notation to zbiór symboli, znaków i elementów, które są ustandaryzowane oraz używane przez różne firmy, programistów, analityków procesu, konsultantów procesu. Mają otwarty standard i można się tego nauczyć bezpłatnie. Informacje na temat najnowszej wersji ten notacji, czyli 2.0.2 z 2013 roku można znaleźć na www.bmpn.org. Symboli jest naprawdę dużo i to z różnych branż. Ja do map staram się nie używać zbyt dużo różnych symboli, ponieważ nie każdy ją wtedy rozumie. Jeśli jednak pracujemy w środowisku programistów budujących architekturę baz danych czy systemu i doskonale znają notacje, to oczywiście warto używać wszystkich znaków, które w bardzo przejrzysty sposób wytłumaczą, jakie są kroki w procesie. Sama notacja opublikowana została przez Object Management Group w 2011 roku. Jest ona opisana normą ISO/IEC 19510.
2. Czynność, oznaczona boxem jak przy wcześniejszej mapie, to jest krok w procesie, praca do wykonania. Tutaj warto zacząć od czasownika, tj. sprawdź, przejrzyj, analizuj.
3. Bramki decyzyjne w kształcie rombu zaznaczają punkty decyzyjne w procesie.
4. Przepływ, np. pracy czy informacji, oznaczony jest strzałką. Czyli łączy ona poszczególne kroki.
Mamy czynności, czyli w tym przypadku drukujemy formularz i zastanawiamy się, jakie dane kontaktowe potrzebujemy do kontaktu, aby wypełnił je Klient? Bramka decyzyjna ze znakiem X w środku oznacza, że proces idzie albo ścieżką w górę, albo w dół. Nie idzie jedną i drugą, trzeba wybrać. Jeśli opcji będzie więcej, też wybieramy tylko jedną.
To co warte zapamiętania, jeśli mamy sam romb bez znaku X w środku, to także jest to bramka decyzyjna XOR/ALBO, czyli zdarzeń wykluczających się. Jest ona najczęściej wykorzystywana i super jeśli tylko z takich by się składała. Romb z plusem w środku, czyli bramka decyzyjna AND/I oznacza, że podajemy wszystkie rzeczy jednocześnie. Jeśli mamy kółeczko, czyli OR/LUB, to w zależności od sytuacji możemy podać sam adres e-mail, albo numer telefonu lub adres korespondencyjny. Bramek jest więcej, jednak nie chcę przytłaczać ilością informacji.
Co ważne, jeśli zaczynamy bramkę, to wyjście z niej kończymy również taką samą bramką.
Źródło: prezentacja Marcina Masłowskiego [00:50:05]. Do śródtytułu: „Przykład wykorzystania notacji BPMN w praktyce”
Często jest tak, że jest kilka wyjść z procesów, bo ten może zakończyć się porażką. Gdy ćwiczymy mapowanie procesów, jednym z pierwszych zadań jest mapowanie procesu założenia konta na Facebooku, gdzie studenci znajdują błąd.
Jeśli prezentujesz komuś mapę procesu i chcesz zaproponować jakieś zmiany w formie swimlane czy zwykłego diagramu, to konsultanci często używają ikonek obrazujące daną czynność. Nie koniecznie BPMN. Inną formą jest połączenie BPMN z ikonkami. To zawsze na dłużej pozostaje w pamięci. Zastanów się, z kim rozmawiasz i komu przedstawiasz mapę. Im bardziej rozbudowana mapa, bo chcesz zmienić mnóstwo rzeczy w procesie, tym trudniej ją „sprzedać”. Im prościej, tym lepiej. Nie każdy zna też notacje, więc nie warto przesadzać z ilością znaków i elementów.
Źródło: prezentacja Marcina Masłowskiego [00:52:51]. Do śródtytułu: „Co wyróżnia Swimlane Process Map od innych map?”
Jeśli mamy odpowiedź, że jeżeli wprowadzone zostały dane do systemu to wysyłane jest zawsze potwierdzenie do klienta i kopię do szefa, to mamy AND. Możemy też dochodzić, czy oby na pewno musimy wysłać to także do szefa. Czy da się gdzieś skrócić proces i oszczędzić czas pracownika, jednocześnie zwiększając jego efektywność.
Inny przykład bramki – OR, gdzie zdarzenia dzieją się na raz lub tylko dwie z nich, a nawet jedna. Przyznam, że rzadko się ona zdarza. Jeśli ona występuje w procesach usługowych to można podejrzewać, że coś tu jest nie tak. Że ktoś robi tak, jak mu się podoba. Że jak ma mało spraw to robi rzetelniej, jak ma dużo, to stara się jak najszybciej je zakończyć. Więc jeśli mamy jakąś sytuację, że zanim ktoś skończy jakąś sprawę to uzupełnia archiwum, potem czeka na potwierdzenie od szefa i Klienta… a właściwie to nie robi tego zawsze… Zaczyna kręcić, jak tą prace należy wykonać. Możemy też badać kilka osób wykonujących tę pracę i mogą wyjść nam sprzeczności, że ktoś nie pracuje w ten sam sposób. Dlatego odpowiednie zadawanie pytań jest tutaj kluczowe, aby pokazywać, że coś można eliminować lub coś jest niepotrzebną pracą w procesie.
I pamiętajmy o aspekcie ludzkim. Nie traktujmy ludzi jako narzędzia produkcji, tylko w sposób podmiotowy. Zmiany wprowadzane w procesach mają wpływ na ludzi. To jak ludzie będą czuli się po zmianach bądź czemu nie chcą ich wprowadzać – ma duże znaczenie. Róbmy tak, aby ludzie czuli się owner’ami tych zmian.
[Artur Mydlarz]: Bardzo dobre podsumowanie. Pamiętajmy na końcu, że zawsze są ludzie w tych zmianach. To nie ikony na ekranie. To od ich pracy zależy wynik zmian. Jeszcze raz dziękuję Marcin i miło było Cię gościć w Letniej Akademii Lean. [Marcin Masłowski]: Dzięki! Trzymaj się, cześć.